Zmarnowana szansa
Trochę sobie pluję w twarz. Dostaliśmy taki fajny samochód, a to przecież idealna szansa, żeby zrobić na Youtube jeden z tych filmików, które odnoszą niewiarygodny sukces. Już widzę ten nagłówek: „UBER RIDES IN 250.000$ MERCEDES-BENZ” i pyk, byłoby dwanaście milionów wyświetleń. Niestety – przez czas testu byłem zajęty chorowaniem i udawaniem, że mimo chwilowej niedyspozycji jestem zupełnie zdrowy, że dam radę zrobić wszystko, do czego się zobowiązałem. Udawanie wyszło mi całkiem nieźle. Teraz za to jest niedziela, a ja mam do zrobienia zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień… ale wróćmy do Mercedesa.
Historia
„Mercedes-Benz Klasy S” – po usłyszeniu tej nazwy zawsze przychodzi mi do głowy jeden obraz, a mianowicie W140 S500 z wielką 5–litrową V8, która często legitymowała się mocą nieco większą niż 320 KM. Samochód przełomowy; ten, który podwyższył poprzeczkę luksusu. Zastosowane w nim technologie, takie jak podwójne szyby, automatycznie domykające się drzwi czy utwardzające się zawieszenie po przekroczeniu 160 km/h, to tylko kilka z bajerów, które od 1991 roku mogli zamawiać klienci Mercedesa. Cały projekt auta kosztował Daimlera miliard dolarów i… było warto. Do dziś dobrze utrzymane egzemplarze zaskakują luksusem i oferują jedną z najcichszych oraz najbardziej komfortowych podróży. I chyba na tym polega problem. Każdy następny Mercedes Klasy S miał być lepszy. Bardziej luksusowy, bardziej przełomowy, wyposażony we wszystkie nowinki technologiczne; co więcej! – miał mieć wszystko to, czego w założeniu mieli pragnąć konsumenci.
Czy udało się to w wersji, z którą miałem okazję spędzić kilka dni? Wydaje mi się, że tak, ale też idealnie pokazuje, jak bardzo zmieniła się nasza definicja luksusu od początku lat dziewięćdziesiątych. Teraz luksus to dwa wielkie ekrany (jeden zamiast zegarów, drugi do rozrywki), które poznałem przy okazji testu E350e, dwa ekrany z tyłu, lodówka pomiędzy tylnymi siedzeniami (nasz egzemplarz nie miał tej opcji, ale spokojnie można go w nią wyposażyć), podgrzewane i wentylowane fotele, masaże i możliwość sterowania fotelem z przodu za pomocą tego z tyłu. Oglądanie filmów, hotspot w aucie, basen, spa i wiele innych bajerów, które możecie spotkać innych w pięciogwiazdkowych hotelach…
prowadzenie
Układ kierowniczy jest lekki, ale pewny przy małych prędkościach, natomiast przy większych daje kierowcy daję poczucie zabezpieczenia, delikatnie się utwardzając. Wydaje się, że inżynierowie osiągnęli tutaj niebywały sukces, ponieważ za kierownicą tak długiego auta nie spodziewałem się poczuć bezpiecznie i beztrosko jeżdżąc po Warszawie. Naprawdę – wielkość tego auta w najmniejszym stopniu nie spowoduje, że poczujecie się onieśmieleni za kierownicą. Całkiem mnie to zaskoczyło. Oczywiście wciąż jest to pięciometrowy samochód, zatem znalezienie miejsca do parkowania to koszmar, choć nie będzie to raczej problemem właściciela.
Oczywiście auto oferuje też możliwość odizolowania od świata zewnętrznego – jest to chyba jedyny samochód, w którym jadąc powyżej 160 km/h mogłem spokojne usłyszeć pasażera obok. Gorzej z tym z tylu, jest po prostu bardzo daleko (częściowo dlatego, że nasz egzemplarz był wersją przedłużoną). Pneumatyczne zawieszenie idealnie wyłapuje zdecydowaną większość nierówności, nie dając nikomu na pokładzie S klasy momentu, w którym zastanawia się, dlaczego drogi w naszym kraju są tak słabo utrzymane. Dodatkowo na konsoli głównej tej 5,5–metrowej limuzyny (lub raczej luksusowego autobusu) znajdował się przycisk potrafiący podnieść ją o kilka centymetrów do góry, tak abyście nigdy nie musieli martwić się o dźwięk szorującego podwozia o ziemię, co przecież mogłoby wytrącić z błogiego stanu relaksu waszego pasażera, który najprawdopodobniej jest właścicielem auta.
komfort
Załóżmy, że tak jest. Chcesz mieć moc 469 KM i 700 Nm pod butem swojego szofera, aby w momencie przedłużenia się jednego spotkania ze spokojem wiedzieć, że zdążysz na następne. Idealnie się składa, bo 4 litrowa V8 z podwójnym turbo ma właśnie tyle mocy. Dzięki tej absurdalnej ilości momentu obrotowego ten ważący 2,2 tony luksusowy lounge potrafi rozpędzić się od 0 do setki w 4,5 sekundy! Wrażenie z przyspieszenia było dla mnie jedynym w swoim rodzaju. To auto nie jest głośne, osiągając 0-100 km/h. Ono tylko delikatnie wbija się w luksusowy skórzany fotel i daje Twojej głowie możliwość sprawdzenia, jak bardzo miękkie są zagłówki, zaś wszystkiemu towarzyszy subtelny dźwięk niemieckiego V8.
podsumowanie
Reasumując – czy kupiłbym Mercedesa S560L? Chciałbym kiedyś w życiu stanąć przed takim dylematem. Na razie brałbym w ciemno, ale nie miałem okazji sprawdzić przedłużonej wersji BMW serii 7, ani Audi A8L. Jednak mam przemyślenie z „innej beczki”. Czy w momencie kupna auta za ponad 800 tysięcy złotych, potencjalnego klienta nie kusi, żeby zdecydować się na auta oferujące już absolutnie najwyższy poziom luksusu? Mówię o Rolls-Royce’ach, Bentleyach i Maybachu, który zresztą jest oferowany w bardzo podobnej wersji do naszego egzemplarza testowego. Zdaję sobie sprawę, że niektórym może chodzić o wizerunek, tak jak – przykładowo – naszemu Panu Premierowi, jeżdżącemu Audi A8L ze specjalnym pakietem za 2,5 mln złotych, ale kiedy mówimy o prywatnych kupcach, mogących spokojnie wydać takie sumy… sam nie wiem. W każdym razie mam nadzieję, że zabiorę was na swoją przygodę wyboru wielkiej limuzyny. Los na loterię już kupiony.
LINK DO PEŁNEJ GALERII ZDJĘĆ NA DRIVETRIBE
Specyfikacja:
Mercedes-Benz S560L
V8 bi-turbo 469 KM i 700Nm. Skrzynia automatyczna 9 biegowa.
Napęd na 4 koła
0-100 km/h – 4,5 sekundy
Prędkość Maksymalna to 250 km/h
Bagażnik ma 530 litrów po złożeniu siedzień
Bak ma litrów 80
Długość 5125 mm , Szerokość 1905 mm, Wysokość 1496 mm
Cena egzemplarza testowego 781 000 tysiecy (myślałem, że więcej)
2 odpowiedzi