Każdy petrolhead ma specjalne miejsce w swoim sercu dla pierwszego własnego samochodu. To, jak się prowadził; jakie miał wady, które z radością akceptowaliśmy; czy też małe lub większe modyfikacje, których się na nim podjęliśmy. Z radością wspominam, jak mój dobry znajomy dostał od rodziców Pandę Van z silnikiem 1.1 o oszałamiającej mocy 55 KM. Mieliśmy po 16 lat, a on miał już swój pierwszy samochód – i to jaki! Cała przestrzeń bagażowa małego Fiata została zapełniona wielkimi głośnikami. Na masce znalazła się wielka naklejka DC Shoes, na przedniej szybie naklejka Monster Energy Drink, w środku znalazł się wielki ekran od Pioniera, a w nocy wnętrze było podświetlane niebieskimi neonami. Dawid zamontował też tłumik, który powodował, że była to najgłośniejsza Panda, jaką w życiu słyszałem. Jedno z tych aut, które najpierw się słyszy, a dopiero po pewnym czasie się widzi. Mój pierwszy samochód był przy tym raczej skromny. Czerwona pięciodrzwiowa Fabia z 75-konnym silnikiem o pojemności 1,4 miała zmienione radio na takie, pod które udało się podłączyć zestaw głośnomówiący i oglądać na niej filmy z płyt DVD w korkach.
TŁUMACZĘ SIĘ
Dlaczego o tym wspominam przy okazji recenzji nowego Citroena C3? Bo żadne auto tak bardzo nie przypomniało mi mojej ukochanej Fabijki. Nie zrozumcie mnie źle. Citroen jest lepszy od mojej Skody pod każdym względem. Prowadzi się pewniej, ma więcej mocy, bo aż 85 KM, a komfort jazdy, jaki jest zapewniony w standardzie, nie wymaga żadnych części firm trzecich, aby auto spełniało wymagania pierwszej części XXI wieku, ale… jest małym hatchbackiem o zbliżonej mocy i pewnie dlatego jeżdżąc przez kilka dni Citreoenem nie potrafiłem myśleć o niczym innym, jak o tym, jakim dobrym pierwszym samochodem byłaby ce-trójka.
WYGLĄD I DALEJ SIĘ TŁUMACZĘ
Hatchback Citroena jest bardzo dobrym samochodem. W czarnym kolorze z czerwonymi akcentami jest ładny, a jego funkcjonalność w niczym nie ustępuje innymi tego typu autom. Bardzo lubię hatchbacki, bo zwykle są przemyślane do tego stopnia, żeby mogły nimi podróżować cztery osoby z raczej skromnym bagażem w celu zdobycia Giewontu.
MIASTO I CHARAKTERYSTYKA
W mieście C3 spisuje się znakomicie – niewielki promień skrętu ułatwia zadanie w zawracaniu. Miękkie i wiele wybaczające sprzęgło nie sprawia problemów przy ciągłym stawaniu oraz ruszaniu na światłach czy też w korku (przypominam, że stoję w permanentnym korku na trasie w Łomiankach, czemu winne są światła. Przestawcie je, proszę. Błagam…). Wspomaganie układu kierowniczego NIE jest elektryczne! Tak! Dla wszystkich fanów wspomagania hydraulicznego: to jest auto dla was.
Co to zmienia? Kierownica nie chodzi tak lekko i „bezdusznie” jak w niektórych autach ze wspomaganiem elektrycznym, wymaga troszeczkę więcej wysiłku, ale bez przesady: nie spocicie się, za to będziecie posiadać więcej informacji o drodze.
WNĘTRZE
Na środku deski rozdzielczej znajdziecie sporych rozmiarów ekran, z którego steruje się wszystkim: od klimatyzacji po Apple CarPlay (stąd biały kabelek na zdjęciach, wybaczcie). Z pozytywnym zaskoczeniem odkryłem, że mała ce-trójka posiada podgrzewane fotele, a włącznik do nich zamontowany jest (francuskim stylem) od strony drzwi na fotelu. Szkoda tylko, że ocieplanie ma jedno ustawienie, które jest… dosyć ciepłe, ale nie sądzę, żeby przeszkadzało to komukolwiek, kto decyduje się na konkurenta Fabii i Swifta.
WNIOSKI
Citroen C3 jest dokładnie tym, czego spodziewałem się po francuskim nieusportowionym hatchbacku, a nawet pozytywnie zaskoczył mnie prowadzeniem. Zawieszenie jest miękkie, miło wychwytuje wszystkie nierówności, dając Ci o nich delikatnie znać. Technologia w środku jest na wysokim poziomie, a prowadzenie małego hatchbacka sprawia zaskakująco dużo radości z jazdy. Ceny C3 zaczynają się od 39 900 złotych. Model, który ja testowałem kosztował 54 340 złotych.