Muszę zacząć od tego, że jeśli macie nadzieję na produktywny wpis z informacjami o tym, jak Mitusbishi L200 sprawdza się w terenie, to was zasmucę. Głównie żyję w korku pomiędzy Łomiankami, gdzie śpię, a Warszawą, gdzie pracuję i się uczę, natomiast w ostatnią słoneczną środę września odebrałem nowe auto na potrzeby tego tekstu. Jak wiecie ze zdjęć, jest to najnowsze Mitsubishi L200. To, czego zdjęcia nie pokazują (a szkoda!), to fakt, że samochód jest prawie 5,3-metrowym, wielkim niebieskim czołgiem, na który prawie każdy się spojrzy. Nie z podziwem lub pogardą; nie. Każdy zawiesi na nim wzrok, bo nagle całe jego pole widzenia zostanie zajęte wysokim, metalicznie niebieskim, pięciometrowym kioskiem na kołach.
Już po krótkim czasie w L200 zorientowałem się, co będzie moja nową ulubioną zabawą w czasie tych siedmiu dni, żeby zabijać czas podczas długich podróży w interwałach, zaczynających się od 0 km/h, a kończących się na 15-, ewentualnie 20 km/h. Okazuje się, że Mitsubishi jest na tyle wysokie, że można spokojnie zajrzeć do wnętrza samochodów dostawczych. Z jaką radością odkryłem, że stereotypy o niekoniecznie czystych wnętrzach tych aut są w większości przypadków prawdą. W jednym z Transitów obok mnie pudełka po jedzeniu z McDonalds w połączeniu z folią od kanapek tworzyły małe fale przy każdorazowym ruchu samochodu. Uwierzcie mi, że po godzinie w korku znalezienie takiej atrakcji to nie byle gratka. Jeśli mam być szczery – tylko czekałem, aż papieros, który palił kierowca Forda, spadnie na ten ocean śmieci i spowoduje efekt podobny do zrzuconego napalmu. Na szczęście dla kierowcy, choć to wielkie rozczarowanie dla widza, taka sytuacja nie miała miejsca…
Jednak zajmijmy się na moment omawianym samochodem. Model, którym miałem okazję jeździć, został wyposażony w pięciobiegową hydrauliczną skrzynię automatyczną, która przerzucała moc z 2,4 litrowego silnika diesla, legitymującego się 181 KM i 430 Nm dostępnych już od 2500 obr/min., albo na koła tylne, albo na wszystkie cztery. Wydawało mi się, że będzie mi bardzo brakowało szóstego biegu na trasie, ale prawda jest taka, że nie jest to duży problem. W mieście skrzynia radzi sobie bardzo dobrze, zmienia biegi płynnie i bez dziwnego redukowania biegów bez potrzeby. Wprawdzie czuć zmiany, bo nie jest to najbardziej płynna skrzynia dwusprzęgłowa, ale nie jest też bardzo zła i nie sposób powiedzieć, że jest to element auta, który przeszkadza w codziennej podróży.
Zdziwiło mnie, że w trasie auto jest cichsze, aniżeli podczas poruszania się po mieście. Idealną prędkością w trasie jest ta, podczas której silnik działa bardzo cicho, a wiatr jeszcze nie zaczyna przeszkadzać i jest to… 130 km/h! Tak! Też byłem zdziwiony, ale trasa jest miejscem, gdzie L200 sprawdza się doskonale. Kierowca nie musi obawiać się wjechania na krawężnik czy też kłodę podczas parkowania; jest to idealny samochód, żeby rozsiąść się w jego szerokich, skórzanych, podgrzewanych fotelach i ze stoickim spokojem nabijać kolejne kilometry podczas dłuższych podróży.
Ja z Olkiem, którego możecie znać z jego dwuczęściowej serii o Alfie Romeo GT (link o tu), wybraliśmy się na Hel, żeby porównać L200 z jego „siostrzanym bratem”, Fiatem Fullbackiem i sprawdzić właściwości Pickupa w trasie. Bardzo chciałem wypisać listę różnic pomiędzy tymi autami, ale prawda jest taka, że jest ich niewiele. Fiat ma mniej przyjemną w dotyku kierownicę, bo nieobitą miłą skórą, a kiedy się go uruchamia, to w systemie multimedialnym wyświetla się logo Fiata, a nie Mitsubishi. Oprócz delikatnych kosmetycznych różnic, które sami możecie wyłapać na zdjęciach, to tyle. Silnik, skrzynia, zawieszenie, a nawet otwieranie „paki” są identyczne.
Podsumowując, Mitsubishi L200 to idealny samochód dla kogoś, kto nie chcę przejmować się otaczającym go światem, a jednocześnie chciałby być przygotowanym na każdą ewentualność w życiu. W większości przypadków wszystko się do niego zmieści, a nawet jeśli nie, to żadnym problemem będzie pociągnięcie przyczepy. Jednym mankamentem może być parkowanie – w większości centrów handlowych trzeba zająć dwa miejsca ze względu na długość (przypominam: 5,3 metra!), ale poza tym? Polubiłem L200 bardziej niż mógłbym przypuszczać.