Za każdym razem, kiedy mam przyjemność usiąść za kierownicą jednego z włoskich aut, zastawiam się jak to możliwe, że jeszcze nie sprzedałem wszystkiego, co mam, na rzecz tego, żeby jeden stał w moim garażu. Usportowione wersje włoskich samochodów mają w sobie coś magicznego – od niepowtarzalnych wrażeń z jazdy, na które składają się dzikie dźwięki wychodzące z układów wydechowych, po gustowne linie i małe detale, które tworzą piękną stylistycznie maszynę. Wszystko to – i więcej – powoduje, że po otrzymaniu kluczyków do samochodu z zieloną koniczynką lub z oznaczeniem Veloce trudno się nie uśmiechnąć.

Wszystko zaczęło się od niespodziewanego telefonu. A w nim? Propozycja nie do odrzucenia. Miałem dostać Alfe Romeo MiTo Quadrifoglio Verde na 10 godzin. Od zawsze chciałem się przejechać Alfą Romeo z czterolistną koniczynką. Fakt, że jest to najmniejsze auto z gamy i że nie ma aż tak dużej mocy jak konkurenci wcale nie zmniejszył mojego radosnego podekscytowania na szczęśliwą nowinę.

Pierwsze wrażenia? Po wejściu do auta wita nas deska rozdzielcza wykonana z dobrego rodzaju plastików. Niestety, nawet srebrne listwy i ozdobienia kierownicy są z niego wykonane… ale to jedyna sprawa co do której mógłbym mieć zastrzeżenia. No, może jeszcze system multimedialny. Nie jest najnowszy, a co za tym idzie: dotykowy ekran nie jest ani największy, ani najprzyjemniejszy w użytkowaniu. Może w wersji Veloce montowany jest już system znany mi z Abartha 595? Tamten jest rewelacyjny! Zacząłem od wad, ale co do zasady można podłączyć telefon i słuchać muzyki z Spotify, więc chyba nie ma na co narzekać…? Wnętrze jest przecież naprawdę miłym miejscem.

W Alfie czujesz się jakbyś jeździł czymś wyjątkowym, innym, a jedocześnie cenionym tylko przez koneserów. To trochę tak, jakbyście założyli ubrania z bardzo dobrej, jednak nikomu nieznanej marki odzieżowej albo zamówili garnitur u najlepszego włoskiego krawca. Osoba, która się nie zna, będzie przekonana, że ten od Armaniego jest lepszy. Jak jest naprawdę? Wszystko zależy od tego, czego się szuka. Alfę prowadzi się rewelacyjnie, ma bardzo dokładny i precyzyjny układ kierowniczy, zaś dwusprzęgłowa skrzynia biegów radzi sobie perfekcyjnie w trybie sportowym. Zauważyłem, że podczas spokojnej jazdy miała momenty, kiedy trochę się gubiła. Choć nie wiem, czy jest to nawet warte wzmianki. Standardowe skrzynie automatyczne, nawet w nowszych technologicznie autach, mają zdecydowanie gorszą charakterystykę.

Znacznie bardziej kontrowersyjne będzie inne pytanie: „Gdybym miał wybierać to auto, toczy wybrałbym go z manualem?” Zadaję sobie to pytanie odkąd musiałem MiTo oddać, a odpowiedź zaskakuje mnie za każdym razem. Co do zasady jestem zwolennikiem skrzyni manualnych w tego typu samochodach: lubię podczas codziennego przemieszczania się z punktu A do punktu B samodzielnie zmieniać biegi – może to się wydawać głupie, ale uczucie kontroli, jakie daje skrzynia manualna, sprawia mi wielką przyjemność. Jednak jest, rzecz jasna, kilka drobnych wyjątków, kiedy bez zastanowienia preferuję skrzynie automatyczną nad klasyczną manualną przekładnię. Pierwszy dotyczy limuzyn. Pojazdy tej kategorii mają duża moc, ale ich celem jest jak największy komfort jazdy, a ten łatwiej uzyskać wyposażając samochód w różnego rodzaju skrzynie automatyczne. Dlatego Mercedesy klasy S, limuzyny od Audi czy samochody od marki Rolls Royce nie mają nawet w ofercie manualnej przykładni.

Ale czemu chciałbym ją mieć w małej Alfie? Odpowiedź jest całkiem prosta: chodzi o rewelacyjną uniwersalność skrzyni w MiTo. Gdy chcę użyć całej mocy, mogę zmieniać biegi za pomocą łopatek przy kierownicy lub lewarka i zrobię to szybciej niż jakikolwiek człowiek przy użyciu trzeciego pedału. Natomiast do jazdy na co dzień, poruszania się po mieście czy pisania SMS-ów podczas stania w korkach, nie widzę lepszej możliwości niż wrzucenie skrzyni w tryb automatyczny, zmiany ustawienia systemu DNA z Dynamic na Natural i cieszenia się doskonałym  audio od BOSE.

Kubełkowe fotele idealnie trzymają w zakrętach, a trzeba pamietać, ze MiTo legitymuje się mocą 170 koni mechanicznych! Są produkowane przez znany ze swojej wytrzymałości i podatności na tuning silnika 1.4 turbo. Jednak w tym aucie nie chodzi o to, jak bardzo jest szybki, bo na papierze nie wygląda muskularnie (0-100 km/h zajmuje mu 7,3 sekundy). Co więcej, jest nawet wolniejszy od dwóch pięćsetek oferowanych przez Abartha, czyli firmę z tego samego koncernu! Ale jesteśmy w stanie to wybaczyć ze względu na wrażenia z jazdy. Abartha prowadzi się inaczej, bardziej dziko, mniej precyzyjnie i „elegancko” niż MiTo. Mnie bardziej odpowiada namiętność Alfy, niż szaleństwo Abartha. 

Co na zewnątrz?

 Alfa Romeo Mito QV wygląda jak czysta, casualowa elegancja z drobnymi szczegółami mającymi przypominać o sportowym charakterze auta. Od przodu wita nas charakterystyczny dla marki trójkątny grill, który zapewnia więcej powietrza dla małego silnika, dba o aerodynamikę i odwołuje się dodatkowo do tradycji marki. Poniżej grilla zostały zrobione przemyślane wloty powietrza, a obok nich znajdują się małe reflektory, które uruchamiają się samoczynnie, kiedy trzeba oświetlić zbliżający się zakręt. Z tyłu zobaczyć można całkiem duży, wykonany z czarnego plastiku, dyfuzor i niepozornie wyglądający, lecz dający dużo radości, wydech naszej małej Alfy.

Wydaje mi się, że najlepszym podsumowaniem tego, jak bardzo spodobał mi się ten samochód, jest fakt, że dalej zastanawiam się, czy nie spieniężyć części swojego majątku i go nie kupić. Chciałbym częściej mieć możliwość przeniesienia się do świata, który zapewnia ten samochód –  świata, w którym zakręty są brane odważniej, a każdy tunel jest okazją do zrobienia hałasu. Wiem, że niezależnie od tego, jaki będzie kolejny dzień, uśmiechnę się widząc małe dzieło sztuki, jakim jest Alfa Romeo MiTo Quadrifoglio Verde stojąca na moim podjeździe. I chyba to jest najsilniejszy argument za tym, żeby zacząć szukać jednej w dobrym stanie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.