Kiedy miałem 15 lat razem z rodzicami i ich przyjaciółmi wybraliśmy się na kilka dni do Mediolanu. Zamysłem wyjazdu było spędzenie miłego weekendu w pięknym włoskim mieście, aby później zobaczyć kilka atrakcji poza granicami miasta. Jednak już w samolocie dowiedzieliśmy się o właściwym celu wycieczki. Koleżanka mojej mamy, odpowiedzialna za organizacje całego wyjazdu, zaplanowała wszystko tak, że wylądowaliśmy w stolicy mody w okresie największych wyprzedaży. W związku z tym różnego rodzaju swetry, czy bardziej lub mniej eleganckie koszule, wszystko to i więcej znalazło swoją drogę do mojej szafy.
Pamiętam, że ubierając się do szkoły, zaraz po powrocie z Mediolanu, postanowiłem nałożyć na siebie jak największą ilość nowych, fajnych rzeczy. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy wiem, że nie był to najmądrzejszy wybór, ale wtedy, wchodząc do szkoły czułem się najmodniejszym i najbardziej oryginalnie ubranym człowiekiem na świecie. Co do tego drugiego nie ma dziś wątpliwości. Piszę o tym, ponieważ podobne uczucie „fajności” towarzyszyło mi za każdym razem, kiedy wychodziłem z Citroena C4 Cactus. Wrażenie było zwykle potęgowane przez grupę gapiów. Auto naprawdę lubi zwracać na siebie uwagę.
Mój tydzień z Citroenem można określić jako burzliwy. Na początku wydawało mi się, że jest to najgorsze aut, jakim miałem okazję jeździć, jednak z czasem nasza przyjaźń urosła do tego stopnia, że zacząłem aktywnie śledzić ceny tego modelu na wszystkich możliwy portalach z ogłoszeniami. Nie wiem, ile dokładnie kosztował model, który miałem przyjemność jeździć, ale korzystając z wyprzedaży rocznika 2016, możecie znaleźć nowe modele w wersji RIP CURL już za około 70 tysięcy złotych. Co dostajemy za tą sumę?
Po pierwsze, atencję. Nigdy nie sądziłem, że tyle osób może się przyglądać niewielkiemu crossoverowi. Ten samochód jest, razem ze swoimi niespotykanymi poduszkami w drzwiach i światłami nocnymi zamontowanymi poniżej designerskiego paska ledów, w pozytywnym znaczeniu tego sformułowania, jak dzieło sztuki nowoczesnej na kołach. Dodatkowo wersja przygotowana we współpracy z RIP CURL jest wyposażona w takie oryginalne akcenty jak białe lusterka, relingi czy naklejki po obu stronach auta. Ten samochód wygląda po prostu fajnie. Zwykle nie przepadam za tym określeniem, ale żadne inne słowo nie przychodzi mi na myśl. I właśnie jego „fajność” jest jednym z głównych czynników, dla którego bym ten samochód kupił. Każdy chce się tak poczuć, więc dlaczego nie mieć tego na co dzień?
Po drugie poczucie bezpieczeństwa. Z uwagi na to, że wersja RIP CURL została stworzona dla surferów przez surferów, nie trzeba się bać wyjechania poza trasę. Konstrukcja auta została z przodu i z tyłu wzmocniona specjalnym metalem, a samochód wyposażono w specjalny system GRIP CONTROL, który umożliwia wybór pomiędzy 5 trybami jazdy w zależności od podłoża. Mamy do wyboru pomiędzy trybami: standard, piasek, off road, śnieg i wyłączenie systemu ESP. Przez przypadek byłem zmuszony przetestować tryb off road i muszę powiedzieć, że byłem pod wrażeniem. Nie wierzyłem, że Cactus, jednak wyposażony w przednim napęd, będzie umiał sobie poradzić z takim błotem, w jakie się wpakowałem. Peugeot 2008 też był w niego wyposażony i do dziś nie wiem jak złapał trakcje na takim lodowisku, jakim był wtedy podjazd przed moim domem.
Citroen C4 Cactus prowadzi się bardzo dobrze, co zachęca do bardziej dynamicznej jazdy. Trzeba jednak pamiętać, że jest to auto podwyższone, także przed ostrzejszymi zakrętami należy trochę zwolnić. Nie sądzę, żebyście mieli problemy z parkowaniem. Oglądając zdjęcia można odnieść wrażenie, że samochód jest zdecydowanie większy, niż rzeczywiście jest, dodatkowo wersja RIP CURL jest wyposażona w czujniki parkowania i kamerę cofania, co ułatwia tą czynność.
Jedyna rzecz, do której można się przyczepić w Citroenie to manualna skrzynia biegów. Nie chcę jej demonizować, ale odniosłem wrażenie, że ten samochód został zaprojektowany pod kątem skrzyni automatycznej, a później ktoś ją wycofał z oferty. Po pierwsze na ekranie, który zastąpił zegary, nie znajdziemy obrotomierza, dostaje się tylko wskazówki, kiedy należy zmienić bieg, po drugie, jeśli włoży się półlitrową butelkę Coli do jedynego uchwytu na kubek, jaki jest w aucie, nie da się wrzucić piątego biegu. Da się to przeboleć, ponieważ w drzwiach jest miejsce, żeby spokojnie włożyć nawet półtoralitrową butelkę wody, ale wydaje mi się, że wrażenia z jazdy byłby jeszcze lepsze, gdyby dało się kupić Cactusa z tą samą 6 biegową, bardzo dobrą, automatyczną skrzynią, jaka znalazła się w 2008. Zlikwidowałoby to tak naprawdę jedną rzecz, która mi się średnio w Citorenie podobała.
Choć z drugiej strony, jeśli pogodzimy się z napojami małych rozmiarów, możemy się cieszyć pierwszą setką już 9,5 sekundach (według moich pomiarów – oficjalne informacje producenta 10,3 sekund). Niewielki trzycylindrowy silnik o pojemności 1,2 litra w połączeniu z niedającą pić dużą kawę, 5 biegową manualną skrzynią daje naprawdę dynamiczne wrażenia z jazdy. Dzięki niewielkiej wadze 1020 kilogramów samochód zachowuje się jak król miejskiej dżungli, a i na trasie można bez obaw poruszać się lewym pasem.
Komfortowo ustawione zawieszenie z wygodnymi i podgrzewanymi fotelami powodują, że każdy następny kilometr pokonuję się z przyjemnością. Rozrywkę w trakcie jazdy zapewnia system uwieszony na środku deski rozdzielczej. Oprócz możliwości podłączenia telefonu i przesyłania z niego muzyki do głośników można na nim zobaczyć informacje o spalaniu, liczby pokonanych kilometrów oraz skorzystać z systemu Citroena łączącego się z internetem za pośrednictwem smartfona.
Miałem problem z napisaniem podsumowania tego testu. Głównie dlatego, że duże zalety, jakie kryje w sobie ten samochód umiałem odkryć dopiero po tym, jak spędziłem z nim trochę czasu. Zwykle mam tak, że po pierwszych dwóch dniach kreuje mi się jasna opinia o aucie, a przez resztę czasu tylko utwierdzam się w swoim przekonaniu, szukając różnych małych rzeczy, na które można zwrócić uwagę w trakcie pisania. Tutaj sprawa miała się inaczej, opinia zmieniała się każdego dnia. Jednego podważałem sens jego istnienie z powodu braku obrotomierza i braku uchwytów na kubek, drugiego byłem zachwycony designem i tym jak rewelacyjnie działa układ kierowniczy. Wszystko to wyszło na dobre dla mojej opinii o Citroenie C4 Cactus. Będzie to pierwszy samochód, który będę polecał komukolwiek kto będzie zainteresowany kupnem crossovera. Ma nieoczywisty design, bardzo dobrze się prowadzi, a wnętrze jest jednym z milszych miejsc do bycia w środku, jakie zapewniają samochody tej klasy. Cactus jest po prostu fajny!